środa, 12 czerwca 2013

02. Rozdział II { Fighting Again }

Pepper

Wracałam sobie spokojnie ze szkoły.
    Jak człowiek, prawda? Nietety bolą mnię trochę stopy. Po kilku przecznicach nie miałam już nawet siły iść. Usiadłam na chodniku. Dla niektórych musiało to dość dziwnie wyglądać, ale tu nikt nie mógł mnie zobaczć. Wyjęłam komórkę i pojemniczek ze śniadaniem. Trzymając marchewke w zębach wbijałam kolejny poziom w kuleczkach. Czekałam nie wiadomo na co. Stop! Na Tony'ego, aż się skapnie, że mnie zabrakło w zbrojowni. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że nie minęły wieki. Nawet jeśli tak sie czułąm. Kiedy ostatni raz czekałam? Dzień po... Po pogrzebie mamy. Tata upił się i nie odebrał mnie wcale ze szkoły. Musiałam sprowadzić Starka. Teraz chyba... Przerwał mi pisk opon samochodu, który zatrzymał się na drodze przede mną. On mi czyta w myślach!
-Cześć, piękna. - mruknął Tony wysiadając.
-Tu nie wolno parkować. - zwróciłam mu uwage.
-Tak samo jak nie można siedzieć godzine na chodniku? -odpowiedział od razu.
Spojrzałam w tę jego roześmianą buźkę.
-Jesteś okropny.
-Nie marudź tylko wsiadaj.- mruknął otwierając drzwi.
Pokręciłam przecząco głową i zajęłam się grą. Miałam nadzieję, że sobie odjedzie. Boże jaka ja byłam głupia! Stark to Stark. Wziął mnie tak po prostu na ręce i wsadził na miejsce pasażera.
-Jesteś niemożliwy. - burknęłam wyciągając nogi na deske rozdzielczą.
-Myślałem, że okropny.- powiedział nachylając się do mnie.
-Weź się ogarnij, człowieczku. - szepnęłam odpychając jego twarz dłonią.

    W zbrojowni jak zawsze panował zamęt. Gdyby tak nie było uznałabym, że coś jest nie tak. Rhodey śmigał tam i z powrotem w częściach zbroi. Mój wzrok poszedł na fioletowo-białą zbroję Rescue. Rozjuszony Tony zaczął o niej mówić.
-Dodałem kilka naprawdę fajnych dodatków. Teraz możesz już strzelać takimi promieniami jak my i normalnie czuć się w kosmosie, ale pracuję jeszczę nad opcją podtrzymywania stanu zdrowia. - mówił nakręcony.
W końcu zatkałam mu usta dłonią.
-Spokojnie. Rozumiem, że jest już super. - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek.
Mogłam przysiądz na tę zbroję, że jego twarz zrobiła się jak burak. Jest taki słodki jak się wstydzi! Opadłam na krzesło do sterowania i zaczęłam szperać. Po chwili w całej zbrojowni zagrała Metalica. Rhodes nie mógł wytrzymać dźwięków, wiec uciekł po godzinie. Zostaliśmy sami z ciężkimi dźwiękami i elektroniką. Zastanawiałam się kiedy Stark coś spieprzy, bo zrobi to napewno. Po kilku minutach usłyszałam jak klnie pod nosem.
-Co znowu ? - spytałam znad śróbokręta i kilku kawałków nowej zbroi.
-Hydra.- mruknął.

Tony

Patrzyłem jak Pepper biaga żeby zdążyć.
    Już po kilku minutach wiedzieliśmy gdzie zaatakował mechaniczny smok Hydry. Nigdy nie widziałem jej tak przejętej. Założyłem zbroje, ale ona biegała dookoła mnie i kazała co chwile zdejmować maske.
-A jak spotkamy kogoś ważnego?! Nie możesz wyglądać jak jakaś fleja!
I kazała mi się ubrać w koszulkę, sweter i pozwoliła na trampki. Ta "kobieta" to szatan wcielony. Biedak z tego kto będzie jej mężem. Zacząłem się bez sensu zastanawiać co by było gdybym wtedy szybciej znalazł się u niej w domu. Jej mama żyłaby do dzisiaj. Zmartwiłem sie. A co jeśli to rzeczywiście była moja wina?
-Już możesz zakładać. - burknęła dziewczyna.
Pokiwałem głową. Ona poszła zrobić to samo.
    Chwilę później zadzwoniłem do James'a żeby szybko przyleciał do centrum i, że my już tam będziemy. Smok był potężny. Ział ogniem i demolował całe miasto.
-O co chodzi?- zastanawiałem się na głos.
Pepper zaczęła ewakuować ludzi i zabierać ich do innych dzielnic. Jak najdalej od smoka. Oceniłem sytuacje i zaatakowałem. Jakie było moje zdziwienie kiedy robot zrobił unik,a ja spadłem obok Potts.
-Szybki, prawda? Nie trafimy w niego. Trzeba przyjąć inną strategie. - mówiła bez entuzjazmu.- Pokonamy go i zacznij planować coś na wakacje.
Skinąłem głową i zacząłem planować. Był wielki, szybki i miał nieco małe pole manewru między budynkami. Przekazałem jej mój plan i odleciałem. Miałam nadzieję, że da sobie radę. I gdzie do cholery jest Rhodes?! Spojrzałem na zegarek. Jeszcze pięć minut. Leciałem w stronę War Machine, która nadlatywała z daleka. Odwróciłem głowę. Pepper z dużą siłą nawalała smoka latarnią uliczną. Ma klasę.
    Następnię zauważyłem, że robot sunie ogonem w jej stronę, a ona nie miała czasu się tym przejmować. Zmrużyłem oczy i wystrzeliłem pociski, które  zrobiły dziury w metalu. Pepper nie pozostała dłużna za to, że na nią mierzył. Strzeliła laserem o podwyrzszonej mocy. Ogon odpadł. Robot zawył w stronę Pepper i zaszarżował. Ja i Rhodey podlecieliśmy szybko w tamtą stronę. Pepper stała się niewidzialna, ale postępowała nadal zgodnie z planem. Atakowała gdzie popadnie, bez sposobu. Wyglądała przy tym dość dziko. Smok zionął ogniem. Sparaliżowało mnie. rzuciłem się w stronę Potts. Padła na ziemie z wysokości dwudziestu metrów, więc... Spojrzałem w dół i wylądowałem twardo na kolana obok niej.
-Pepper? - spytałem pukając w maske.
-Zrobie go na naggetsa.- warknęła słabo.
Pokiwałem głową. Chyba nie zdąży. Podniosłem się i wystrzeliłem w smoka wszystko co miałem.

*Pepper*

Było jasno, zbyt jasno.
    Śniło mi się, że leżę plackiem na Hawajach i opalam się bez żadnych ognistych szkarad. Popijałam sobie koktajle jeden za drugim i przesypiałam całe noce. Niestety obudziłam się już rano. Tak trudno było wstać z łóżka... Musiałam to zrobić. Po zakończeniu podstawowych czynności ubrałam się i wyszłam z domu. Było jak zwykle ciepło. Spojrzałam na swoje zadrapania po wczorajszej walce. Może tym razem upiecze mi się u nauczycieli. Oby Tony ukrył te wczorajsze zniszczenia! Szłam dzisiaj skrótem dzięki czemu zaoszczędziłam sporoooo drogi do szkoły. Wpadłam tam jak wicher. Co tak pusto? Szłam w stronę klasy nawet nie patrząc pod nogi. Wpadłam do klasy od fizyki jak wicher.
-Prepraszam za... - zacięłam się.
Nauczyciela nie było w klasie. Uczniowie robili co im się podoba: ganiali po klasie, malowali sobie paznowkcie i robili papierowe samolociki. Tony i Rhodey grali w karty na mojej ławce. Odchrząknęłam, a oni przenieśli sie do Rhodes'a. Usiadłam i wyjęłam rysownik.
-Gdzie...
-Wyszedł na chwilkę.- mruknął Tony.- Masz czwórki?
Chłopak obok pokręcił głową. Nie wiedziałam od kiedy robi się taki hałas jak pan Easton wychodzi. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam rysować jak Tony i James grają w karty. Nie byli za szczęśliwi.
Ale narysowałam ich tak jak są. Już kończyłam kiedy panod fizy wpadł jak burza do sali.
-Mam dobre wieści, dzieci! -zawołał z uśmiechem.
Spojrzałam na siwego nauczyciela i uniosłam jedną brew.
-Jedziemy na wycieczkę, dzieciaki! Nie cieszycie się? Tydzień bez smrodu tego miasta!

*Tony*

Klasa wypłynęła sznurkiem z klasy.
    Nie mogłem się nadziwić jak bardzo Pepper była podekscytowana wyrwaniem się z miasta. Na przerwie wyrwaliśmy w trójkę na dach. Pepper usiadła tak gdzie była kiedy ją poznałem.
-Jak ja lubię to miejsce!- zawołała robiąc fikołka na rurce.
Zaśmiałem się i usiadłem pod nią. Chwilkę później runęła oszołomiona na moje kolana.
-Tam był pająk. - pisnęła, ale zachowała kamienną twarz.
Wywróciłem oczmi i sięgnąłem do jej torby.
-Masz moje pudełko?- spytałem.
-Tsa. Zdążyłam zabrać zanim tata wstał. - mruknęła zakładając okulary.
-Jesteście dziwni. - oznajmił nagle James.
Przekręciliśmy głowy w jego stronę z takim samym zdziwieniem.
-Uzasadnij to, proszę. - syknęła Pepper.

Wieczorem zasnąłem zaskakująco szybko.
    Razem z Pepper wpadliśmy do jej domu w świetnych humorach.
-Nie wierze, że to zrobiła!- śmiała się ruda.
Wzruszyłem ramionami przez śmiech. Opadliśmy na kanapę w przemoczonych od deszczu ubraniach.
-Ups...- zaśmiałem się.
-Poczekaj. Chyba zostawiliście tu ostatnio jakieś rzeczy na takie okazje. - przypomniała sobie i odbiegła.
Spojrzałem za siebie. Na komodzie jak zawsze było pełno zdjęć i świeczek. Na wielu byli jej rodzice w młodości, mała Pepper i cała nasza trójka. Uśmiechnąłem sie sam do siebie. Może już czas żebym jej coś powiedział... Mijały minuty, a ona wciąż nie schodziła. W końcu usłyszałem jej krzyk:
- Jaka koszulka?! Biała czy czerwona?! -wydarła się.
-Biała! -odkrzyknąłem.
Zdjałem skórzaną kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku. Tam też były zdjecia. Poprzypinane na ścianie sesje z wycieczek szkolnych i tych, które odbyła z rodzicami. Głównie z mamą, ale tata brał w kilku udział. Usłyszałem jak zbiega po schodach. Odwróciłem się. Stała tam okutana narzutą,a pod nią ukrywała zieloną bluzkę z wiewiórką i czarne rybaczki. W rękach trzymała moje rzeczy, które od razu poznałem. Jej włosy były mokre.
-Idź się przebrać. - powiedziała z uśmiechem i rzuciła mi tkaniny.
Skinąłem głową i skierowałem się do łazienki. Przebrałem spodnie i zdjąłem kuszulkę. Sięgałem po tą którą mi przyniosłą kiedy drzwi łazienki otworzyły się z hukiem.
-Masz sweter. I wolicz kakao czy herbate? -pytała.
Zauważyłem, że zakrywa jedną ręką oczy, a drugą podaje mi sweter. Wziąłem go od niej.
-Kakao.- odpowiedziałem, a ona zdjęła rękę z oczu i wyszła.
Mogłem przysiądz, że spojrzała za siebie. Ubrałem się i poszedłem do kuchni. Pepper zalała już kakao i właśnie nakładała sobie olbrzymią porcję bitej śmietany, którą jak sądziłem zamierzała posypać czekoladą.
-Bo utyjesz. - zażartowałem.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie słodko i prysnęła mi bitą śmietanął po nosie. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. Po chwili przyjaciółka wtuliła się we mnie. Wyglądałą jakby bardzo chciało jej się spać. Zaczęliśmy się śmiać z prezentera pogody. Pepper podniosła głowę w tym samym momencie, w którym ja się pochyliłem. Nasze usta były coraz bliżej siebie.
-Cześć!- usłyszeliśmy nad głowami.
Natychmiast od siebie odskoczyliśmy. Obok kanapy stała Whitney.
-Co ty robisz w moim domu, do jasnej kurwy?!- wydarła się Pepper.
Ruda wstała i z hukiem odłożyła kubek na stół.
    Obudziłem się znowu w złym humorze. Była prawie trzecia. Postanowiłem pójść do zbrojowni.




środa, 5 czerwca 2013

01. Rozdział I { Into blue eyes. }

Pepper

Ociężale podniosłam się na łóżku i z pogardą zerknęłam na zegerek wskazujący godzinę siódmą.
   Znowu cały dzień jako duch w ciele, które było jak maska. Sztywna i zraniona. Nie pogodziłam się ze śmiercią mamy, chyba nigdy się nie pogodzę. Kim bym wtedy się stała? Kto tak szybko godzi się ze śmierciąbliskiej ci osoby? Westchnęłam i wstałam szeroko otwierając oczy. Pościeliłam łóżko i obejrzałam swoje dzieło. Narzuta sływała z dużego łoża, a poduszki ładnie pasowały. Super. Wzięłam rzeczy i poszłam przyszykować się do szkoły. Wkładając książki do torebki nie mogłam oderwać wzroku od okna. Tony powinien już tu być. Oby tylko nie pędził znowu jak wariat.
-Na co tak patrzysz? - usłyszałam za sobą.
Krzyknęłam na cały głos i odwróciłam się w podskoku do tyłu jednocześnie biorąc zamach na osobę za mną.
-Ała! -burknął Stark pocierając policzek.
Stał przede mną z plecakiem, w którym zawsze nosił zbroje. Kruczoczarne włosy sterczały w artystycznym nieładzie, a w błękitnych oczach było widać coś więcej. Jasne iskierki radości biegały tak i z powrotem żeby skomponować się z zadziornym uśmieszkiem. Przez chwilę miałam ochote zarzucić mu ręce na szyje i ... No wiecie o co mi chodzi! Prychnęłam i zarzuciłam torbę na ramie po czym ruszyłam na dół. Przeszkodził mi Tony, który zastąpił mi drogę.
-A ty dokąd? -spytał.
Uśmiechnęłam się i zmieniłam drogę. Szłam po schodkach na strych, a potem przez duży szklany otwór na dach. Potem stanęłam rozkładając ręce jak ptak. Stark nasunął maskę, ale mogłam przysiądz, że uśmiechnął się szeroko kiedy obojmował mnie w pasie żeby unieść się ze mną w powietrze.


Od kiedy wszyscy wiedzą kim są te trzy postacie: Iron Man, War Machine i Rescue, wcale nie żyje mi się łatwiej.
    Może nocne misje nie byłyby ciężkie gdybym nie musiała zostawiać ojca samego w domu? Ale przecież to agent FBI! I dorosły facet,  więc na sto procent potrafi o siebie zadbać. Wylądowaliśmy na chodniku przed szkołą. Kilka osób zagwizdało, było kilka uwag o jakiejś parze gołąbeczków itp., ale jakoś dzisiaj mnie to nie ruszało. Widziałam jak chłopcy rzucają krótkie spojrzenia na moją bluzke. Może mogłam akurat dzisiaj urać się inaczej?
    Ze smutkiem zauważyłam, że było jeszcze sporo czasu do pierwszej lekcji, więc zamiast próć szybko do przodu, szłam powoli u boku przyjaciela. Poprawka. Wczoraj coś się prawie stało, ale ktoś nam przeszkodził. Tak, to była panna Perfekcyjna Stane. Mam ochote przywalić jej miotłą woźnego w tę uśmiechniętą buźkę.
-Myślisz o wczoraj. - powiedział śmiało Tony.
Pokiwałam głową lekko zawstydzona. Jakim cudem swobodnie myślałam o chwili, w której mnie prawie pocałował?
-To nie miało tak wyglądać. No wiesz... Jesteś moją  najlepszą przyjaciółką. - powiedział obejmując mnie ramieniem.
Zaśmiałam się, a on musnął ustami mój policzek. Tak o! Bez skrępowania. Miałam wrażenie, że czas dookoła naz zamarzł, ale to tylko te kilka sekudn dłużyło się w nieskończoność.
-Spoko. -mruknęłam siadając na ławce pod klasą.
Tony odszedł na poszukiwanie Rhodey'a.


Tony


Ona zawsze taka będzie.
    Whitney zachowóje się jakby wiedziała jaką chwilę najłatwiej zepsuć. Szukałem swojego przyjaciela po całej szkole. Jak jedna osoba mogła zapaść się pod ziemię? Chodziłem po korytarzach i próbowałem zebrać myśli. Tak bardzo załowałem, że po korepetycjach dla Stane powiedziałem jej dokąd idę! "Muszę odebrać Pepper z zajęć.", mówiłem, ale ona chyba usłyszała tylko ime rudzielca. Owszem. Mogłem skłamać, że idę do Stark Tower, ale pewnie poszłaby za mną. Westchnąłem głośno i wpadłem do klasy historycznej. Bingo! James siedział na jednym z krzeseł i pisał coś żarliwie w zeszycie.
-Wątpię żeby Pepper doceniła to co napiszesz kiedy się spóźnimy i będzie musiała siedzieć z Happy'm i Kat. - zaśmiałem się i parsknąłem śmiechem.
W odpowiedzi kopnął mnie w piszczel kiedy tylko zbliżyłem się do niego.
-Czemu zawsze JA od was dostaje? - zapytałem się z jękiem.
Wzruszył ramionami i szybko zgarnął swoje rzeczy. Pobiegliśmy w stronę sali od hiszpańskiego. Spóźniliśmy się. Było już po dzwonku. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że Pepper, która stała ZNOWU za karę pod klasą była prawie tak czerwona na twarzy jak jej włosy.
-Zabiję was. - warknęła na powitanie i nacisnęła klamkę.

O mnie

Moje zdjęcie
Nie wiem jeszcze kim jestem, ale mam ochote się szybko dowiedzieć :P